Zapraszamy na relację naszego biegacza, Sebastiana Knapika, z Biegów Hrabiego, które odbyły się w tym roku w Łańcucie.
Świetne zawody biegowe zorganizowane w ostatni weekend sierpnia. Trasy biegną po malowniczych wioskach nieopodal Rzeszowa i Łańcuta. Jak co roku mnóstwo znajomych biegowych twarzy. Organizacja na najwyższym poziomie. Nagrody również bogate i oczywiście moja trasa +50km. Po prostu nie mogło mnie tam zabraknąć!

Begi Hrabiego 2021 – przygotowania
Ten start miałem zaplanowany już rok temu, gdy po nie do końca udanym występie powiedziałem sobie, że wrócę lepiej przygotowany i pokaże na co mnie stać. Podczas zeszłorocznego startu popełniłem błąd w odżywianiu na trasie. Niedoświadczony na trasach ultra podszedłem do tego startu z marszu, bez planu i ekwipunku, co skończyło się dużymi problemami na trasie i straciłem szansę na walkę o podium w Open.
W tym roku było inaczej, dużo lepiej jeśli chodzi o odżywianie i przygotowanie. Wróciłem bardziej doświadczony, z planem na bieg, ale mimo to, ten bieg skończył się dla mnie jeszcze gorzej niż rok temu.
Od początku.
Przed startem w Hrabim zaplanowałem dwa starty kontrolne na dystansie 34 km Duchpogorza i 50km Magurski. Zaplanowałem też dokładnie mój ekwipunek i ustaliłem co konkretnie i kiedy mam zjeść. Taktyka na bieg była taka, żeby spokojnie zacząć bez szarpania się i czekać na drugą część dystansu, która była zdecydowanie szybsza, czytaj pode mnie.

Jak wyglądała trasa na Biegach Hrabiego 2021?
Dzień startu!
Pobudka o 3:30, lekkie śniadanie, ubieram się i jadę. Pogoda idealna do biegania, choć prognozy zapowiadały deszcze. Docieram na miejsce, odbieram pakiet startowy, zbijam piątki z ludźmi, szybka odprawa przedstartowa i rozgrzewka. Gotowi? Gotowi! To lecimy!
5:10 – start jeszcze bez deszczu i w półmroku. Zgodnie z planem ustawiam się za czołówką i biegnę na spokojnie. Deszcz zaczyna dawać o sobie znaki. Jeden szaleniec wystrzelił jak z rakiety, a w grupie rozpoczęły się ogólne dyskusje, co to za dzik? Znacie? Prze koks jakiś! Myślę nie znam, więc albo nietutejszy i będzie niezłym koniem albo nadzwyczajnie gość szaleje i zaraz padnie, co tak też się później stało. Niestety.
Pierwsza część trasy to głównie kontakt wzrokowy z czołówką i trzymanie się założeń. Żele, magnez, sól, Izo wchodziło zgodnie z planem. Dobiegamy do punktu kontrolnego na 16km, rozpadało się na całego, ale jest dobrze. Pozycja 7-8 pierwszych widzę na długiej prostej. Biorę więc wodę i lecę dalej. Deszcz pada jak wściekły, przede mną trochę lasu, trochę asfaltu. Biegnę większość dystansu „sam”, mijam fotografa, więc trzeba poprawić sylwetkę i lecę dalej. Przed sobą widzę zawodnika, a za mną daleko nic. Dobiegam do lasu, a tam fajny zbieg i na dole dużo błotka oraz przeprawa przez rzeczkę. Na koniec mega stromy podbieg i wbiegam na asfalt. Dobrze poszło – myślę i zaraz dobiegam do drugiego punktu kontrolnego gdzie dowiaduje się, że pierwszych trzech było tutaj jakieś 5-6min temu, a ostatni zawodnik wybiegł przed chwilą. 21 km za mną, starty około 1,5 km – jest super! Zjadam banana, arbuza biorę w rękę, uzupełniam softflaski i lecę dalej. Podbieg, w oddali widzę czającego się fotografa, więc będzie fota. Mijam fotografa, zdjęcia będą piękne, bo fajna miejscówka, ale niestety zaraz potem kończą się moje zawody…



Popełniam duży błąd. Track pokazał na skręt w prawo i zbieg w dół (tak jak zeszłoroczna trasa), wiedziałem o zmianach, ale nie było żadnego innego oznaczenia więc biegnę za trackiem. Dalsze wydarzenia to głównie szukanie oznaczeń, które utrudniał brak zasięgu i mega złość na siebie i sytuację! Deszcz ciągle pada, zaczynam odczuwać wychłodzenie organizmu i po dłuższej chwili uznaje, że w tych warunkach nie ma sensu dalej tego ciągnąć i wracać na trasę. Jestem zbyt daleko od niej i szansa na podium przepadła. Niestety w ten sposób musiałem pogodzić się z pierwszym DNF w życiu.
Taki jest sport – raz odnosimy sukcesy, a raz porażki, które też wystawiają nasz charakter na próbę.
Gratulacje dla wszystkich, którzy osiągnęli swoje cele i oczywiście dla zwycięzców tego biegu.
Mi pozostaje wrócić do treningu i za rok na tę trasę, by po raz trzeci podjąć walkę na tym dystansie i tym razem wyjść zwycięsko z pojedynku z Hrabią. Na pewno się nie poddam! Do zobaczenia!

Autor: Sebastian Knapik